czwartek, 29 września 2011

Powrót do domu

Ze szpitala wyszedłem, musiałem jeszcze wrócić do domu. Dostanie się z ulicy Żeromskiego na Dworzec Kaliski - dużo czasu to nie pochłonęło. Dwa przystanki tramwajowe. Potem pociąg do domu.


Po drodze zrealizowałem recepty. Miałem przy sobie 50 złotych, więc najpierw spytałem się farmaceutki, czy wystarczy. Cena przekraczała jednak nieznacznie moje możliwości. Nie wykupiłem więc tego dnia Rivanolu, który i tak jest lekiem dostępnym bez recepty.

Gdy zbliżałem się do domu padał deszcz. A mi też się bardzo chciało ... lać. Wpadłem więc do łazienki. Pierwsze oddawanie moczu. Piecze, ach piecze. Ale da się wytrzymać. Szczególnie gdy moczu w pęcherzu nazbierało się dużo i równocześnie doznajemy sporej ulgi z powodu jego opróżnienia.

Dopiero po zauważyłem, że spodnie mi się nieco zabrudziły krwią w kroku. Slipki rzecz jasna bardziej. Płatkiem kosmetycznym wytarłem penisa. Spryskałem całą okolicę bardzo dokładnie neomycyną, założyłem nowy opatrunek. Też troszkę piekło.

No i do łóżka. Dosyć wrażeń jak na jeden dzień. Jedna tabletka Cipronexu, Hydroksyzyna przed snem.

Czy coś boli? Troszkę, wiadomo gdzie. Ale przede wszystkim poczucie dyskomfortu. I lekka obawa jak to dalej będzie. Mój penis obecnie nie wygląda zachęcająco. Na szczęście mam jeszcze trzy tygodnie akademickich wakacji i mogę skoncentrować się na dojściu do zdrowia. Pogoda za oknem sprzyja nie wychodzeniu z domu.

Generalnie termin operacji był dobry. Bardzo dobry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz