Do szpitala miałem zgłosić się na 8.00 rano. Dzień zaczął się więc dla mnie bardzo wcześnie. O 5.00. Musiałem mieć czas na pokonanie tych 100 kilometrów dzielących mnie od szpitala. Nie tylko jednym środkiem transportu z resztą.
Zgłosiłem się do izby przyjęć około 7.40. Kolejki na szczęście nie było. To był czwartek, nie poniedziałek. Rejestratorka poleciła najpierw udać się do lekarza dyżurnego na oddziale urologii. W celu potwierdzenia przyjęcia. Wkroczyłem więc na 3 piętro i znalazłem doktora Wojciecha Cerskiego, który tego dnia miał pieczę nad całym oddziałem. Doktor zobaczył skierowanie i kazał mi chwilę zaczekać. Po paru minutach wyszedł i zaprosił mnie do zabiegowego na krótkie badanie.
Miałem zsunąć spodnie i bokserki, a doktor zajął się resztą. Najpierw szybko i dosyć boleśnie odprowadził mój napletek, tyle ile się dało, potem pociągał napletek przytrzymując żołądź i temu podobne. Skupiłem się na tym, żeby przezwyciężyć ból. Tylko żeby mnie ktoś źle nie zrozumiał – uważam, że doktor zrobił dokładnie to co do niego należało – musiał przecież zrobić rekonesans tego co miał zoperować. Po oględzinach urolog zdjął rękawiczki i powiedział, że operacja będzie konieczna. Podbił mi skierowanie i kazał zgłosić się do dyżurki pielęgniarek po załatwieniu spraw w rejestracji.
Spytałem jeszcze, czy będzie potrzebne badanie moczu. Nie oddawałem bowiem moczu tego dnia, wiedząc że do badań najlepsza jest próbka poranna. Ze środkowego strumienia, po umyciu ujścia cewki moczowej, tak nawiasem mówiąc. Doktor powiedział, że przy stulejce badania moczu są niepotrzebne. Pewnie miał rację, ale po co przy zapisach nalegano abym zrobił te badania?
Przed pójściem do izby przyjęć zahaczyłem jeszcze o toaletę i ulżyłem swoim potrzebom fizjologicznym. Ostatni raz z moją stulejką.
Zgłosiłem się do izby przyjęć około 7.40. Kolejki na szczęście nie było. To był czwartek, nie poniedziałek. Rejestratorka poleciła najpierw udać się do lekarza dyżurnego na oddziale urologii. W celu potwierdzenia przyjęcia. Wkroczyłem więc na 3 piętro i znalazłem doktora Wojciecha Cerskiego, który tego dnia miał pieczę nad całym oddziałem. Doktor zobaczył skierowanie i kazał mi chwilę zaczekać. Po paru minutach wyszedł i zaprosił mnie do zabiegowego na krótkie badanie.
Miałem zsunąć spodnie i bokserki, a doktor zajął się resztą. Najpierw szybko i dosyć boleśnie odprowadził mój napletek, tyle ile się dało, potem pociągał napletek przytrzymując żołądź i temu podobne. Skupiłem się na tym, żeby przezwyciężyć ból. Tylko żeby mnie ktoś źle nie zrozumiał – uważam, że doktor zrobił dokładnie to co do niego należało – musiał przecież zrobić rekonesans tego co miał zoperować. Po oględzinach urolog zdjął rękawiczki i powiedział, że operacja będzie konieczna. Podbił mi skierowanie i kazał zgłosić się do dyżurki pielęgniarek po załatwieniu spraw w rejestracji.
Spytałem jeszcze, czy będzie potrzebne badanie moczu. Nie oddawałem bowiem moczu tego dnia, wiedząc że do badań najlepsza jest próbka poranna. Ze środkowego strumienia, po umyciu ujścia cewki moczowej, tak nawiasem mówiąc. Doktor powiedział, że przy stulejce badania moczu są niepotrzebne. Pewnie miał rację, ale po co przy zapisach nalegano abym zrobił te badania?
Przed pójściem do izby przyjęć zahaczyłem jeszcze o toaletę i ulżyłem swoim potrzebom fizjologicznym. Ostatni raz z moją stulejką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz