wtorek, 27 września 2011

Po zabiegu

Było już więc po operacji. Lekarz wyszedł, a instrumentariuszka pomagając zdejmować ostatnie obłożenia zauważyła, że trochę krwi jest po prawej stronie mojej koszuli. Do dziś nie mam pojęcia skąd się ona wzięła.
Krwawienie z ucha pozostawiłoby jakieś ślady na małżowinie i pielęgniarka na pewno by to zauważyła. Ran na skórze żadnych nie miałem, więc po raz wtóry: skąd? Stół operacyjny i wszystko inne było czyste lub wręcz sterylne.

Instrumentariuszka odwiozła moje łóżko w strefę przejściową między blokiem operacyjnym a korytarzem, tam poczekałem trochę na pielęgniarki z mojego oddziału i wróciłem z nimi na swoją salę.

Wyższe, lepsze do transportu łóżko zostało dostawione do tego, które stało już w sali. Miałem leżeć z penisem w pozycji pionowej, czyli w tym wypadku położonym na brzuchu, przyklejonym do niego prowizorycznym opatrunkiem zrobionym jeszcze na bloku. Nie było to zbyt wygodne, bo nie mogłem nawet wziąśc komórki ani niczego z torby. Stała zbyt daleko. W końcu złamałem zakaz leżenia i wysłałem smsa rodzicom.

Nudno strasznie. Przynieśli obiad na oddział. Były kluski z cynamonem, ale nie pozwolili mi ich zjeść. Dostałem tylko talerz czerwonego barszczu i szklankę kompotu. Dobre i to. Zjadłem wszystko i w miarę nasyciłem głód. Szpitalne jedzenie okazało się tego dnia naprawdę dobre.

Zapadłem w sen, potem czytałem aktualne wydanie Metra i zacząłem leżeć patrząc w sufit.
Jak już chcę stąd wyjść! Niech w końcu przyjdzie lekarz!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz