piątek, 30 września 2011

Na drugi dzień

Drugi dzień, czyli piątek

Byłem więc w domu, z obrzękniętym penisem i antybiotykowymi armatami, żeby przypadkiem nie wdała się jakaś infekcja. Starałem się utrzymywać cały opatrunek w pozycji pionowej, tak, aby opuchlizna zeszła szybciej. Drugiego dnia cały interes wyglądał niemal tak samo jak po operacji. Wykorzystywałem nawet bandaż elastyczny do przymocowywania przyrodzenia do brzucha.

No i spryskiwanie Neomycyną po każdym oddawaniu moczu. Czynność uciążliwa, zapewne dosyć krępująca, gdybym nie przebywał cały czas domu.
Lekarz pozwolił na delikatne przemywanie wodą dopiero po dwóch dniach.

Nip/Tuck (Bez skazy) - oglądanie tego serialu pochłonęło sporo czasu z mojej rekonwalescencji. Mam nadzieję, że wzmiankami o nim nie zanudzę czytających bloga. Jest to serial dosyć niszowy, może więc ktoś się skusi na jego obejrzenie - ja gorąco polecam.
Cały mój piątek wypełniło oglądanie pierwszego sezonu. Coś robić przecież musiałem, a serial ten zawsze odkładałem sobie na później. Należy bowiem do seriali medycznych, a te w związku z moim zboczeniem zawodowym wręcz pochłaniam. 42-47 minutowe odcinki okazały się idealną rozrywką.

Czytając opisy innych po operacji stulejki zobaczyłem też, że nie jestem sam w takim sposobie zapełniania sobie czasu po zabiegu.

Nip Tuck to serial o chirurgach plastycznych, więc odrobinę przynajmniej zbliżony do tematyki operacji na penisie. Tam przeważnie męskie członki powiększa się ale już w drugim odcinku mamy przedstawioną próbę samoobrzezania podjętą przez syna jednego z głównych bohaterów...

Serial z wieloma gorącymi scenami. I jak tu pogodzić przyjmowane hydroksyzyny zapobiegającej nocnym wzwodom...


czwartek, 29 września 2011

Powrót do domu

Ze szpitala wyszedłem, musiałem jeszcze wrócić do domu. Dostanie się z ulicy Żeromskiego na Dworzec Kaliski - dużo czasu to nie pochłonęło. Dwa przystanki tramwajowe. Potem pociąg do domu.


Po drodze zrealizowałem recepty. Miałem przy sobie 50 złotych, więc najpierw spytałem się farmaceutki, czy wystarczy. Cena przekraczała jednak nieznacznie moje możliwości. Nie wykupiłem więc tego dnia Rivanolu, który i tak jest lekiem dostępnym bez recepty.

Gdy zbliżałem się do domu padał deszcz. A mi też się bardzo chciało ... lać. Wpadłem więc do łazienki. Pierwsze oddawanie moczu. Piecze, ach piecze. Ale da się wytrzymać. Szczególnie gdy moczu w pęcherzu nazbierało się dużo i równocześnie doznajemy sporej ulgi z powodu jego opróżnienia.

Dopiero po zauważyłem, że spodnie mi się nieco zabrudziły krwią w kroku. Slipki rzecz jasna bardziej. Płatkiem kosmetycznym wytarłem penisa. Spryskałem całą okolicę bardzo dokładnie neomycyną, założyłem nowy opatrunek. Też troszkę piekło.

No i do łóżka. Dosyć wrażeń jak na jeden dzień. Jedna tabletka Cipronexu, Hydroksyzyna przed snem.

Czy coś boli? Troszkę, wiadomo gdzie. Ale przede wszystkim poczucie dyskomfortu. I lekka obawa jak to dalej będzie. Mój penis obecnie nie wygląda zachęcająco. Na szczęście mam jeszcze trzy tygodnie akademickich wakacji i mogę skoncentrować się na dojściu do zdrowia. Pogoda za oknem sprzyja nie wychodzeniu z domu.

Generalnie termin operacji był dobry. Bardzo dobry.

środa, 28 września 2011

Wypis i recepty

Urolog w końcu przyszedł. Leżałem prawie 4 godziny i już ogarnęła mnie rezygncja. Dr Cerski przyjrzał się mojemu penisowi, spytał, czy pielęgniarki w międzyczasie zmieniały opatrunek. Zaprzeczyłem i udaliśmy się do sali zabiegowej, gdzie doktor wytarł kropelki krwi, spryskał obficie całą okolicę za pomocą aerozolu z Neomycyną i założył mi kolejny opatrunek.

Konstrukcja tego typu teoretycznie przykleja penisa do brzucha, tak aby utrzymywał się on pionowo.W praktyce przy zakładaniu bielizny penis i tak wymyka się ku dołowi i z opatrunku nie ma zbyt wiele korzyści.

Teraz musiałem już tylko poczekać na wypis. Na szczęście był niemal od razu. Jak widać poniżej rzeka słów to nie była:
Epikryza: Chory przyjęty do Klinikii Urologii celem leczenia stulejki. Przebieg po zabiegu bez powikłań. Wypisany do domu w stanie ogólnym dobrym z raną w trakcie gojenia.
Zalecenia:
- dalsze leczenie w Poradni Urologicznej
- leki do domu; Cipronex 0,5 tabl 2x1 tabl, Neomycyna (aerozol) i roztór Rivanolu miejscowo
do przemywania. Hydroxyxyna 10mg 1 tabl/noc

Leki znalazły się na dwóch receptach.

Lekarz pyta się, czy ktoś po mnie przyjedzie, ja profilaktycznie mówię, że już czekają na dole. Wreszcie mogę wyjść z tego szpitala. A czeka mnie jeszcze długa droga do domu.


wtorek, 27 września 2011

Po zabiegu

Było już więc po operacji. Lekarz wyszedł, a instrumentariuszka pomagając zdejmować ostatnie obłożenia zauważyła, że trochę krwi jest po prawej stronie mojej koszuli. Do dziś nie mam pojęcia skąd się ona wzięła.
Krwawienie z ucha pozostawiłoby jakieś ślady na małżowinie i pielęgniarka na pewno by to zauważyła. Ran na skórze żadnych nie miałem, więc po raz wtóry: skąd? Stół operacyjny i wszystko inne było czyste lub wręcz sterylne.

Instrumentariuszka odwiozła moje łóżko w strefę przejściową między blokiem operacyjnym a korytarzem, tam poczekałem trochę na pielęgniarki z mojego oddziału i wróciłem z nimi na swoją salę.

Wyższe, lepsze do transportu łóżko zostało dostawione do tego, które stało już w sali. Miałem leżeć z penisem w pozycji pionowej, czyli w tym wypadku położonym na brzuchu, przyklejonym do niego prowizorycznym opatrunkiem zrobionym jeszcze na bloku. Nie było to zbyt wygodne, bo nie mogłem nawet wziąśc komórki ani niczego z torby. Stała zbyt daleko. W końcu złamałem zakaz leżenia i wysłałem smsa rodzicom.

Nudno strasznie. Przynieśli obiad na oddział. Były kluski z cynamonem, ale nie pozwolili mi ich zjeść. Dostałem tylko talerz czerwonego barszczu i szklankę kompotu. Dobre i to. Zjadłem wszystko i w miarę nasyciłem głód. Szpitalne jedzenie okazało się tego dnia naprawdę dobre.

Zapadłem w sen, potem czytałem aktualne wydanie Metra i zacząłem leżeć patrząc w sufit.
Jak już chcę stąd wyjść! Niech w końcu przyjdzie lekarz!



poniedziałek, 26 września 2011

Operacja

Ta fotka tak średnio w deseń pasuje, ale niech już zostanie


Hmm... operacja wypadła jako wpis trzynasty, ciekawe.

Zabieg trwał około 30 minut ale z tego cięcia, koagulacji i szycia było może ze 20 minut.

Najpierw cały mój penis został zdezynfekowany, również przy możliwie jak najbardziej ściągniętym napletku. Do przyjemnych to nie należało.
Po tej czynności doktor ostrzyknął prącie w 3 miejscach lidokainą. Ukłucia w miarę delikatne, nic wielkiego. Najgorsze pierwsze. Nadal bolało, więc powtórzył jeszcze w dwóch miejscach, niezbyt duże dawki wnioskując z tego, że bardzo szybko poszło. Wszystko było znieczulone poza czubkiem penisa – tutaj więc kolejne ukłucie i spora dawka lidokainy. I już było o.k.

Zaczął się sam zabieg. Czułem lekkie pociągania, nic nie bolało. Najbardziej zaskakujący dla mnie było zupełny brak odczuć w czasie koagulacji. Lekarz łapie miedzy dwa ramiona narzędzia kawałek skóry lub tkanki, które chce przeciąć termicznie i tego dokonuje. Ja tego w ogóle nie czułem. Słyszałem tylko dźwięk koagulatora i unoszacy się w powietrzu 'zapaszek'. 
A zawsze, stojąc po drugiej stronie wydawało mi się, że to musi co najmniej trochę boleć, albo powodować u operowanego jakieś dziwne odczucia. A tutaj kompletnie nic.

Po kilku minutach doktor Cerski stwierdził, że "będzie można oszczędzić skórę". Zdałem się na jego opinię. Plastyka napletka więc i wydłużenie wędzidełka. To była według mnie najlepsza z opcji. Nie będę świecił 'gołym' penisem jak gwiazdy porno – niech tak będzie. Co prawda innych opcji mi nie przedstawiono i to było nie w porządku ze strony lekarza. Ale postąpił zgodnie z zaleceniami najbardziej poczytnych książek chirurgicznych: W zależności od stopnia zwężenia napletka zalecane jest nacięcie grzbietowe obu blaszek napletka i wykonanie jego plastyki. W zaawansowanych przypadkach może zajść konieczność obrzezania.

Zabieg dobiegał końca i zaczynałem czuć zakladanie ostatnich szwóch. Takie silniejsze pociągnięcia. Pod sam koniec Cerski stwierdził jednak, że trzeba poprawić coś jeszcze przy wędzidełku. To bolało, sięgał głęboko, założył 2 podwiązki. Ale wytrzymałem, bo w gruncie rzeczy takie straszne to nie było.

Operacja została skończona. Zostałem wyswobodzony spod wszystkich obłożeń. Cerski stwierdził od razu, że to nie jest jeszcze efekt końcowy i będzie lepiej. Mój penis bowiem nie wyglądał najlepiej. Żołądź w części odsłonięty, pierścień z napletka ze szwami co trzy centymetry, w okolicach wędzidełka sporo szwów, wyglądajacych prawie jak kłębek nici. Trochę krwi wokół każdego szwa.
I przede wszystkim ogromny obrzęk.


Ale co tam. Trzeba czasem pocierpieć po to, żeby potem doświadczyć rozkoszy w sypialni.

niedziela, 25 września 2011

Sala operacyjna

Po wjechaniu na teren bloku trzeba było zmienić łóżko na 'zielone'. Nie ma co się do niego przywiązywać bo zaraz i tak kolejna zmiana. Siostrzyczki z urologii wróciły na oddział, a zajęła się mną moja instrumenatariuszka wraz z jakąś przechodzącą akurat pielęgniarką operacyjną.

Znalazłem się więc na moje sali operacyjnej. Miejscu generalnie dobrze mi znanym. Nigdy nie byłem na bloku w WAMie, ale na innych spędziłem sporo czasu. Wymogi sterylności powodują, że wszystkie te sale wyglądają niemal tak samo. Moja była jednak stosunkowo mała. Wyglądała na przystosowaną dokładnie do takich, w miarę prostych zabiegów.
.

Położyłem sie nagi od pasa w dół na stole operacyjnym, przykryto mnie częściowo jeszcze jednym zielonym prześcieradłem.Moje nogi zostały przytwierdzone do stołu specjalnym pasem. Następnie lekarz i instrumentariuszka zaczęli zakładać obłożenia. Czyli takie sterylne kwadratowe lub prostokątne fragmenty specjalnego materiału, z odrywalną taśmą u spodu na brzegach, tak aby można z tego tworzyć różne konstrukcje. Efekt końcowy był taki, że tylko mój penis został wydobyty nad obłożenia, reszta była przykryta. Później doktor stwierdził, że lepiej żebym nie patrzył i zrobiono mi jeszcze z jednego dużego obłożenia i dwóch po bokach parawan rozpostarty na stojakach. Znalazłem się więc w pozycji w której na mnie nikt nie patrzył poza przechodzącą czasami pielęgniarką operacyjną. I raz zajrzała do mnie instrumentariuszka, bo doktor w swoim stylu twierdził, że pewnie podsypiam. Komunikację z lekarzem miałem więc tylko głosową. Miałem mówić kiedy boli.

Może zbyt komfortowe to wszystko nie było, ale lepiej nie patrzeć. Mówię to jako student medycyny, który często wbijał się na blog po to, żeby poznawać kolejne zabiegi coraz lepiej.
Ale jakby mi film nakręcili z operacji, jak to praktykuje się w kilku szpitalach województwa mazowieckiego toc hętnie bym go obejrzał. Gdzieś po roku jak już najmniejszy śladu po operacji nie zostanie. Poza brakiem stulejki oczywiście.

sobota, 24 września 2011

Jeszcze coś przeciwbólowego i jazda na salę operacyjną

Po kilku minutach od podania Dormicum przyszedł zajrzeć doktor. Uznał, że podsypiam sobie, chociaż wcale tak nie było. Zlecił też pielęgniarkom podanie czegoś przeciwbólowego. Padło na Ketonal domięśniowo. Trzeba było więc położyć się na brzuchu i przyjąć zastrzyk w pośladek. Szczypało jak cholera.

Ketonal to pochodna kwasu fenylopropionowego. Lek ten wraz z naproskenem i ibuprofenem stanowi najważniejszą grupę wśród NLPZ I generacji (niesteroidowych leków przeciwzapalnych, działajacych też przeciwbólowo i przeciwgorączkowo). Tylko pamiętajcie - nie poddajcie się presji reklam opisującyh Ketonal, Ibum, Ibuprofen jako leki przeciwgrypowe, przeciwprzeziębieniowe – to bzdura.

Ketonal wśród całej grupy pochodnych kwasu fenylopropionowego odznacza się najsilniejszym działaniem przeciwbólowym. Jednak wśród NLPZ zajmuje miejsce pośrodku, a w całej drabinie analgetycznej jest tylko odrobinę wyżej niż jej podstawa.

Wadą ketoprofenu jest silne działanie uszkadzające na przewód pokarmowy. Lek ten bowiem niewybiórczo wiąze sie z cyklooksygenazą I, która jest odpowiedzialan za wytwarzanie prostaglandyn. A prostaglandyny działają cytoprotekcyjnie, ochronnie na błonę śluzową przewodu pokarmowego. Zahamowanie ich syntezy zmniejsza wytwarzanie śluzu i uwalnianie węglowodanów, wskutek czego łatwiej dochodzi do uszkodzenia pod wpływem rozmaitych czynników szkodliwych.

Wracając do tematu.
Doktor zajrzał drugi raz. Po stwierdzeniu, że minęło już pół godziny pielęgniarki odwiozły mnie na salę operacyjną. Głową do przodu. W polskich szpitalach panuje bowiem przesąd, że pacjent nie powinien jeździć na szpitalnym łóżku nogami do przodu. Z wiadomych przyczyn. Na Zachodzie natomiast jeździ się właśnie nogami do przodu, tak aby pacjent nie był tak zdezorientowany i żeby ochraniać możliwie jak najstaranniej głowę. Mi bardziej podoba się ten drugi sposób.

Droga na blok była dosyć krótka więc szybko znalazłem się na sali operacjnej.

piątek, 23 września 2011

Dormicum, antybiotyk i zgoda na operację


Pielęgniarki przyprowadziły do mojej sali inne łóżko – wyższe, lepsze do transportu. Miałem założyć szpitalną białą koszulę rozciętą z przodu i w takim stroju schować się pod kołdrę.

Inna pielęgniarka przyniosła mi na otwartej dłoni pół tabletki Dormicum do połknięcia.

Dormicum to midazolam. Jest to lek z grupy benzodiazepin o działaniu nasennym i wprowadzającym do znieczulenia. Jego biologiczny okres półtrwania jest bardzo krótki i wynosi około pół godziny. Pochodne beznodiazepiny to leki najczęściej stosowane w premedykacji. Służą one przygotowaniu psychicznemu chorego do nieprzyjemnych doznań związanych z operacją.


Popularnie tabletki Dormicum nazywane są głupim Jasiem. Wskazania dla tego preparatru są w zasadzie dwa. Doraźne leczenie bezsennności w przypadku ciężkich, nasilonych dolegliwości utrudniających normalne funkcjonowanie - w innych przypadkach bezsenności stosuje się benzodiazepiny o długim okresie półtrwania. Jako drugie premedykacja do zabiegów chirurgicznych i diagnostycznych. Z praktyk na chirurgii wiem, że Dormicum podawane pacjentom w większej, usypiajacej dawce nie do końca się sprawdza. Pacjent względnie śpi, ale nie wie, gdzie się znajduje. Wierci się, rusza nogami, może nawet spaść ze stołu.

Czytelnika pewnie najbardziej interesuje samo działanie midazolamu. Cóż - wielkich efektów nie zaobserwowałem. A te, które odczułem nie łatwo opisać. Lekkie rozkojarzenie, pod koniec osłabienie czucia bólu. Było też inne działanie - gdy pielęgniarka przyniosła zgodę na operację nie miałem zbyt dużo siły na jej przeczytanie, a i podpis jakoś krzywo wyszedł.

'Tajemniczy' antybiotyk dożylnie - nie zapytalem bowiem co to było... Zwykle jest tak, że profilaktycznie w szpitalu stosuje się do wszystkich zabiegów ten sam antybiotyk - żeby nie szerzyć odporności. Taki antybiotyk nigdy nie jest podawany w innych celach niż przed zabiegami.
Niektórzy dają Augmentin, niektórzy cefalosporyny II lub III generacji. W sumie aż tak wielkiego znaczenia to nie ma. Standardowe antybiotyki w profilaktyce mają szerokie spektrum działania i dobrze spełniają swoją rolę.

No i leżymy, czekamy sobie. Trochę niewygodnie, bo oparcia nie można podnieść zbyt wysoko w tym modelu łóżek, na którym kazano mi leżeć. Taki los.

czwartek, 22 września 2011

Sala numer 3


Zgłosiłem się wreszcie do dyżurki pielęgniarek na Urologii. Była około 8.15. Tutaj okazało się, że pielęgniarka musi zebrać ze mną kolejny wywiad. Pytania się częściowo powtarzały, ale było ich dużo więcej. Szczerze powiedziawszy mało już z tego pamiętam.

Pytania o nałogi, o przyjmowane leki, w szczególności antybiotyki w ostatnim czasie, o uczulenia na leki. Pytanie o to, czy nie mam innych chorób towarzyszących. Po nim nastąpiło standardowe czy ma pan cukrzycę, nadciśnienie itp. Niby negatywna odpowiedź na wcześniejsze pytanie to wyklucza, ale dla pewności zawsze doprecyzowuje się.

Wreszcie dostałem koszulkę, w którą polecono mi się przebrać i zaprowadzono mnie te 3 metry do mojej sali. I tutaj pełne zaskoczenie. Jednoosobowa, bardzo wysoki standard – osobno łazienka z kabiną prysznicową, osobno toaleta z kolejną umywalką. Dużo miejsca, stolik, trzy krzesła, telewizor funkcjonujący w programie telewizji szpitalnej (2 zł za godzinę). Wszystko ładne, nowe.

Byłem naprawdę pod wrażeniem tej sali. I trochę mi się teraz śmiać chce jak czytam opisy innych na forum o stulejce, którzy zdecydowali się na zabieg w prywatnej klasyce np. "Dostałem miejsce w ładnej, czteroosobowej sali i tu uwaga! Z podwyższonym standardem. Bo poszedłem prywatnie". Ciekawe na czym ten standar miałby polegać? Obrazy na ścianach?




Zaczęło sie czekanie. Po dwóch godzinach uświadomiłem sobie, że zrobiłem głupotę zostawiając rzeczy w depozycie. Chciałem wrócić do domu tego samego dnia jeśli będzie taka możliwość. A bez ubrań będzie to niemożliwe. Miałem co prawda ładną, jednoosobowa salę, ale ja szpitali w roli pacjenta bardzo nie lubię.

Skoczyłem więc na dół do depozytu, wrzuciłem odebraną torbę pod swoje szpitalne łóżko i wtedy w drzwiach stanął lekarz. Zapytał się jeszcze raz czy nie mam jakichś problemów z krzepnięciem krwi i powiedział, że za jakieś pół godziny startujemy. A teraz mam dostać Dormicum.

środa, 21 września 2011

Izba przyjęć

Mając podpis doktora Cerskiego na skierowaniu mogłem wreszcie zgłosić się do rejestratorki. Szczerze mówiąc bardzo fajnej, sympatycznej, młodej brunetki
.
SOR w łódzkim WAMie ma ciekawą strukturę wywoławczą – pokazuje się skierowanie, rejestratorka zostawia je sobie i daje do wypełnienia wywiad epidemiologiczny itp. Udajemy się do poczekalni i usiłujemy pożyczyć od kogoś długopis, jeśli swojego nie posiadamy. Odpowiadamy na pytania o dotychczasowych hospitalizacjach, szczepieniu przeciw WZW, przyjmowanych lekach, iniekcjach, transfuzjach krwi. Wszędzie zaznaczałem 'nigdy', 'nie', a przy szczepieniu na WZW wymagane 3 dawki, które przeszedłem w gimnazjum i liceum.

Potem słyszymy przez głośnik wypowiadane swoje nazwisko i tam dokonujemy reszty formalności. Jeśli pożyczanie długopisu trwało zbyt długo dokończyć wypełnianie możemy przy okienku. Do dopełnienia formalności potrzebny jest dowód i ubezpieczenie. Czekamy cierpliwie na założenie swojej historii choroby i mając ją w ręku idziemy do przebieralni. Niezbyt mili sanitariusze, ale kto by na nich zwracał uwagę. W przebieralni założyłem piżamę, szlafrok i klapki. A torbę z odzieżą wierzchnią zostawiłem w depozycie. Jak się później okazało to był błąd, bo depozyt czynny jest tylko do 15-stej. Nie pozostawało nic innego jak zgłosić się do dyżurki pielęgniarek na Urologii.



wtorek, 20 września 2011

Potwierdzenie przyjęcia

Do szpitala miałem zgłosić się na 8.00 rano. Dzień zaczął się więc dla mnie bardzo wcześnie. O 5.00. Musiałem mieć czas na pokonanie tych 100 kilometrów dzielących mnie od szpitala. Nie tylko jednym środkiem transportu z resztą.

Zgłosiłem się do izby przyjęć około 7.40. Kolejki na szczęście nie było. To był czwartek, nie poniedziałek. Rejestratorka poleciła najpierw udać się do lekarza dyżurnego na oddziale urologii. W celu potwierdzenia przyjęcia. Wkroczyłem więc na 3 piętro i znalazłem doktora Wojciecha Cerskiego, który tego dnia miał pieczę nad całym oddziałem. Doktor zobaczył skierowanie i kazał mi chwilę zaczekać. Po paru minutach wyszedł i zaprosił mnie do zabiegowego na krótkie badanie.

Miałem zsunąć spodnie i bokserki, a doktor zajął się resztą. Najpierw szybko i dosyć boleśnie odprowadził mój napletek, tyle ile się dało, potem pociągał napletek przytrzymując żołądź i temu podobne. Skupiłem się na tym, żeby przezwyciężyć ból. Tylko żeby mnie ktoś źle nie zrozumiał – uważam, że doktor zrobił dokładnie to co do niego należało – musiał przecież zrobić rekonesans tego co miał zoperować. Po oględzinach urolog zdjął rękawiczki i powiedział, że operacja będzie konieczna. Podbił mi skierowanie i kazał zgłosić się do dyżurki pielęgniarek po załatwieniu spraw w rejestracji.



Spytałem jeszcze, czy będzie potrzebne badanie moczu. Nie oddawałem bowiem moczu tego dnia, wiedząc że do badań najlepsza jest próbka poranna. Ze środkowego strumienia, po umyciu ujścia cewki moczowej, tak nawiasem mówiąc. Doktor powiedział, że przy stulejce badania moczu są niepotrzebne. Pewnie miał rację, ale po co przy zapisach nalegano abym zrobił te badania?

Przed pójściem do izby przyjęć zahaczyłem jeszcze o toaletę i ulżyłem swoim potrzebom fizjologicznym. Ostatni raz z moją stulejką.

poniedziałek, 19 września 2011

Przed zgłoszeniem do szpitala

Do szpitala warto zabrać ze sobą parę rzeczy. Piżamę, szlafrok, klapki – musimy się przecież w coś przebrać. Gazetę, książkę – zawsze może się przydać.W przypadku operacji stulejki czekanie może być dosyć długie. Jeśli pójdzie sprawnie to po zabiegu zazwyczaj zostaniemy na kilka godzin w sali na obserwację, a z tym czasem naprawdę nie będzie co zrobić.

W naszym przypadku najlepiej wyposażyć się również w parę czystych slipek, tak żeby świeżo zoperowany penis doświadczył jak najmniej turbulencji w czasie powrotu do domu. Bokserki odpadają.

Poza tym trzeba wziąć ze sobą w miarę dobry humor. Co może być trudne.

Wymagane jest ogolenie się - 'na dole, jak mówią pielęgniarki. Lepiej nie żałować włosków. I tak odrosną. A ich brak ułatwi nam znacząco zmianę opatrunków i higienę tego miejsca.
Czytałem, że nie wszystkie placówki wymagają golenia, ale naprawdę lepiej to zrobić już w domu bez zbędnego zastanawiania się. Na spokojnie, dokładnie. Jeśli o tym zapomnimy pielęgniarki przyniosą jedną jednorazową maszynkę i trzeba będzie ogolić się w szpitalnej łazience. Ostatecznie, jeżeli włosów będzie za dużo siostry same delikwenta ogolą.

Jak pisałem wcześniej na moim potwierdzeniu terminu skierowania do szpitala były podane wymagane badania. Zastanawiałem się czy je zrobić. W moim lokalnym szpitalu cena morfologii to jakieś 8 złotych, koagulogramu 8,5, badania moczu 7, posiewu koło 10. Więc niezbyt drogo.
Ale na 10 dni przed. Pomyślałem sobie – po co mi to? 10 dni to dużo czasu. Zaburzeń krzepnięcia nie mam, a reszta naprawdę jest bez sensu w tak odległym od operacji terminie. Jak będę miał jakąś infekcję to przez 10 dni wyleczę. A jak złapie przed przyjściem do szpitala to badania przecież nic nie wykażą.


Badań ostatecznie nie zrobiłem. Okazało się, że były zupełnie niepotrzebne. Nikt nawet nie zająknął się o ich wyniki, w szpitalu też ich nie przeprowadzono.

niedziela, 18 września 2011

Ustalenie terminu

12 luty. Wszedłem wreszcie do sekretariatu, w którym odbywały się zapisy na planowe zabiegi i operacje. Skład personalny: sekretarka i otyły lekarz. Pokazuje skierowanie – oboje byli pod wrażeniem ładnego charakteru pisma mojego urologa. Potem zwalili mnie z nóg. 8 września. Operacje stulejki wykonywane są dwie w miesiącu. Z polecenia profesora.
Lekarz doradza mi spróbowanie w innym miejscu. Po co tyle czekać. Pyta się, czy studiuję i po uzyskaniu odpowiedzi, że jestem na lekarskim zachęca mnie gorąco do pójścia do profesora – szefa kliniki urologii, który ten limit ustalił. W razie co, daje mi też adres prywatnej kliniki, która ma podpisaną umowę z NFZ.

Mówię, ze pokombinuję jeszcze jak to przyspieszyć. Jednocześnie dopilnowuję wpisania mnie na tego 8 września. Zawsze to jakiś konkret. Jeśli uda ustalić się szybszy termin w innym ośrodku to po prostu zadzwonię do sekretariatu WAM i zwolnię termin.
Do mojego skierowania sekretarka przypina małą kartkę z terminem operacji i informacją, jakie leki należy odstawić na 10 dni przed i jakie badania wykonać. Wymieniona jest morfologia, badanie krzepnięcia, badanie ogólne i posiew moczu. Lekarz mówi, żeby nie zapomnieć zrobić tych badań.

Po wyjściu z sekretariatu pukam do gabinetu profesora – zamknięte. Po paru minutach daję za wygraną. Trzeba sprawę przemyśleć Początek września, o ile nie będę miał żadnych poprawek jest terminem idealnym. A ja poprawek nie miewam. Będę musiał czekać 7 miesięcy ale przez ten czas może do operacji dorosnę.
Medycyna to jednak ciężkie studia, nie można pozwolić sobie na dłuższą absencję. Z powodu napiętego grafiku klinik mogłoby to się wiązać nawet z koniecznością powtarzania roku. Na IV roku są bowiem zajęcia zblokowane i gdybym w szpitalu spędził więcej czasu musiałbym odrabiać cały blok lub nawet kilka. A jedyny wolny czas w planie mam pod koniec maja. W terminie ostrej nauki do co najmniej 3 egzaminów. Grupy są poza tym przeludnione i trudno zaplanować odrabianie ćwiczeń.

Dlatego wrzesień zaczyna mi się coraz bardziej podobać. W lipcu i sierpniu w szpitalach są studenci. Z własnego doświadczenia wiem, że lepiej unikać takich 'atrakcyji'. Poza tym mam mieć operację w szpitalu akademickim – tam studentów nie ma tylko we wrześniu. No, jakiś trafić się może, ale nie można mieć wszystkiego. Położyłem się spać z myślą, że niech tak będzie. Czekałem tyle, mogę poczekać jeszcze pół roku jeśli mam dzięki temu zapewnić sobie komfort pobytu w szpitalu i rekonwalescencji.


8 września zatem.

sobota, 17 września 2011

Wybór szpitala

Urolog wypisał mi skierowanie do szpitala. .. w Łodzi. Tu bowiem dzieje się akcja mej opowieści, jeśli wcześniej nie wspominałem. Lekarz poinformował mnie przy tym, że mogę mieć operację w jednej z 4 łódzkich placówek, wyposażonej w oddział urologiczny. Najlepiej podzwonić po wszystkich, dowiedzieć się gdzie trzeba będzie czekać najkrócej. Sam nie chciał polecić mi żadnego konkretnego szpitala, twierdząc, że ten zabieg wszędzie wykonywany jest dobrze. I nie ma co wybrzydzać.
W grę wchodził Kopernik, Pirogow, MSWiA i WAM. Ze szpitala Kopernika nie mam zbyt dobrych wspomnień. Pełen studentów, z drugiej strony znany mi z odwiedzin członków mojej rodziny po poważnych operacjach. Na klinikach z chirurgii, onkologii też nie powalił mnie na kolana. W Pirgowoie nigdy dotychczas nie byłem, MSWiA w mojej opinii był szpitalem nieco dziwnym.

Na pierwszy ogień poszedł więc WAM, czyli centralny Szpital Weteranów. Jakby nie było nazwa brzmi zachęcająco. Być może o tym nie wiecie, ale to właśnie w Łodzi przez wiele lat funkcjonowała jedyna w Polsce Wojskowa Akademia Medyczna, której wielu absolwentów po dziś dzień pracuje w WAMie i ma bardzo wysoką renomę. Bardzo miło wspominałem tą placówkę z zajęć z torakochirurgii, kółka ortopedycznego i dyżuru na SORze. Poza tym szpital położony na Żeromskiego 113 ma w sobie to coś.

Sprawdziłem, że zapisy na zabiegi urologiczne odbywają się w konkretny dzień, między 13.00 a 14.00. Pojawiłem się w ustalonym terminie. Przyszedłem nieco wcześniej, bo załatwiałem tego dnia sprawę w okolicy. Miałem więc okazję, żeby poobserwoać sobie oddział.

Urolodzy WAMu
Nowak, Jabłonowski, Cerski i Boniecki
Klinika bardzo ładnie urządzona. Ściany pomalowane na seledynowo, możemy na nich zobaczyć wystawę naprawdę niezwykłych zdjęć w dużym formacie z włoskiej Wenecji. Na oddziale jest tylko 5 sal chorych. Pozostałe pomieszczenia to pokój lekarski, pokój adiunktów, drugi pokój adiunktów, sekretariat, gabinet profesora, sala zabiegowa z USG, sala endoskopowa, dyżurka pielęgniarek, sala wybudzeń, sala przygotowawcza i chyba to wszystko. Sale numer 2 i 3 są na wprost dyżurki pielęgniarek, 1 i 4 bardzo blisko. Zajmują najwyżej 20 procent całego oddziału. I bardzo miłe pielęgniarki. Wszystko mi się podobało, więc byłem dobrej myśli co do zapisu na zabieg i finalnego uporania się z tym kłopotliwym i wstydliwym problemem, jakim jest stulejka.

piątek, 16 września 2011

Internista i urolog

Była połowa grudnia. Przyszedłem do lekarza ogólnego. Miałem z tym problem - system przyjmowania pacjentów przez internistów w mojej przychodni pernamentnie kolidował z zajęciami na studiach. Ale w końcu znalazłem wolny czas i do lekarza się dostałem. Powiedziałem, że potrzebuję skierowanie do urologa. Pani doktor zapytała o objawy: czy mam krwawienie z ceki moczowej, jakieś wykwity. Odpowiedziałem, ze chodzi o stulejkę. Wypisała mi skierowanie bez badania. Łatwo i przyjemnie. Pierwszy etap zakończony.

Urolog mojej poradni nie przyjmował do końca roku. Jako, że zbliżały się święta odłożyłem wizytę na styczeń. Miałem zrobić sobie morfologię i badanie moczu w związku z możliwą utratą białka. Badania zleciła internistka w czasie mojej wizyty po skierowanie do urologa w związku z tzw. worami pod oczami. Nie wynikającymi ze zmęczenia, picia alkoholu, braku snu etc. Ale to inna historia. Badania zrobiłem, oddałem wyniki lekarce. Po Nowym Roku wreszcie spotkałem się z urologiem. Z tego co pamiętam przyjmował we wtorki. Kilka osób w kolejce - wcale nie sami starsi panowie. Odczekałem swoje i przekroczyłem progi gabinetu. Urolog spytał się co mnie sprowadza i zapytał czy stulejkę mam od urodzenia czy to sprawa zapalna. Jakby to miało duże znaczenie.
Następnie badanie. Kazał mi zdjąć spodnie i odwieść napletek samodzielnie. Zrobiłem to na tyle ile się dało, spytał mnie czy dalej się nie da, sam ledwo co dotknął i wypisał skierowanie do szpitala. Powiedział, że obrzezanie całkowite będzie potrzebne 'bo tak się robi'. Nie spodobało mi się, ale
nie wdawałem się w większe dyskusje bo wiedziałem, że wszystko i tak trzeba będzie ustalić z lekarzem, który będzie mnie operował. A rola urologa z przychodni dobiegła już końca. Chociaż, przypomniało mi się jeszcze coś. Zapytałem się jeszcze o skórę na moim penisie. Miałem kilka grudek barwy cielistej. (Grudka to wypukły wykwit na powierzchni skóry, jednolitej konsystencji, bez treści ropnej). Ale lekarz stwierdził, że to normalny wygląd skóry penisa.
Skierowanie miałem już więc w ręku. Ale zaczęła się sesja i sprawę po raz kolejny w życiu nieco odłożyłem.

czwartek, 15 września 2011

Decyzja

Z problemem stulejki borykałem się od dzieciństwa. Na wczesnych etapach moje młodości lekarze twierdzili, że trzeba naciągać napletek. Miałem jakieś maści do smarowania, miałem też ćwiczyć codziennie ściąganie napletka. Byłem mały, coś koło zerówki albo początku podstawówki.
Sam zbyt nie kwapiłem się do rozmawiania o tym z rodzicami. Z punktu widzenia dziecka wszystko było w porządku. A jak mi penisa badali, kazali naciągać napletek to wtedy dopiero bolało. Jakiś czas stosowałem się do zaleceń lekarskich ale później razem z mamą ustaliliśmy, że to chyba nie potrzebne. Może gdyby mój ojciec w to sie zaangażował byłoby łatwiej. Ale mogłem liczyć tylko na mamę, a mama nie chciała abym cierpiał. Powszechnie wiadomo też że dzieci do 3 roku mają stulejkę fozjologiczną, więc penie myślała, że to przejdzie

Poza tym mało chorowałem i wizyty u lekarzy były rzadkością. Jakieś bilanse zdrowia, świnka, cięższe przeziębienie, ospa wietrzna i tylko tyle. Z lekarzami miałem kontakt mały, ze szpitalami żaden. W miarę dorastania problemy te przechodziły w sferę mojej intymności. Moja stulejka nie przeszkadzała mi w oddawaniu moczu, w niczym. Nigdy nie bolało, nie było uczucia dyskomfortu. Żadnych zapaleń, infekcji dróg moczowych. Zaniedbałem więc sprawę. Rodzice też. Później byłem już zbyt 'duży' żeby tym się interesowali.

A ja sam byłem zbyt mało dojrzały, na samodzielne uporanie się z problemem. Po drodze wybrałem się na studia medyczne. Najpierw poznawałem anatomię, potem biochemię,fizjologię a od III roku zaczęły się przedmioty kliniczne.
Decyzję o zmierzeniu się z moją stulejką podjąłem dopiero w wieku 22 lat, będąc na IV roku wydziału lekarskiego. Lepiej późno niż później. Do operacji stulejki trzeba po prostu dorosnąć. Prawda była taka: ani w 'zwisie' ani w czasie erekcji nie potrafiłem ściągnąć napletka. Nie potrafiłem nawet odsłonić całej żołędzi. Nigdy jej nie widziałem w całej okazałości. W tych trzech zdaniach powtórzyłem konstrukcję wypowiedzi, aby wam to uzmysłowić. Czytając bowiem opisy innych 'stulejkowiczów' odnoszę rażenie, ze u większości wyglądało to inaczej.
Zastanawiałem się, co lekarze zrobili by, gdyby zaistniała konieczność założenia mi cewnika. Widząc na studiach jak to się robi zacząłem obawiać się, że w takim przypadku czekałoby mnie mini obrzezanie przed założeniem Foleya. To był decydujący czynnik sprawczy.
Znając polska służbę zdrowia i podejmując decyzję o nie dopłacaniu 'do intersu' wiedziałem, że to zajmie sporo czasu. A jednocześnie mając już skierowanie do szpitala nie będzie wypadało się rozmyślić.

Najpierw więc trzeba było pójść do internisty aby uzyskać skierowanie do urologa..

środa, 14 września 2011

Introduction

Witam wszystkich serdecznie. Jestem studentem medycyny, który niedawno uporał się ze stulejką. Chciałem przedstawić opis moich zmagań wszystkim dotkniętym tą przypadłością, poszukującym o niej informacji i doświadczeń innych. Poszczególne wpisy to historia układająca się w całość. Opisałem wszystko dokładnie, tak jak u mnie wyglądało. Bez ukrywania szczegółów, bez, a przynajmniej tak mi się wydaje, typowego dla facetów bagatelizowania tego co przeszli i mają już za sobą.


Blog w żadnym wypadku nie ma mieć wymiaru poradnika. Wręcz przeciwnie – informatora. Szczególnie przydatnego osobom, któe lubią wczuć się w sytuację, poznać mechanizmy podawanych leków. Chociaż akurat tutaj panuje duża dowolność wśród lekarzy leczących stulejkę.
Opisy leków i ich działania zgodne są z moją wiedza medyczną, podręcznikami do Farmakologii, Pharmindexami, dołączonymi ulotkami etc.

Życzę miłej lektury


przykładowy penis ze stulejką